wiesława wiesława
4953
BLOG

Profesor Andrzej Friszke doświadczył iluminacji

wiesława wiesława Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 43

 

„Wstrząsnęło mną uzasadnienie Sądu Lustracyjnego z 11 sierpnia 2000 r.,

w sprawie lustracyjnej Lecha Wałęsy.

Owo uzasadnienie może egzemplifikować rozziew między

wirtualną rzeczywistością kreowaną ze względu na bieżąca politykę

a rzeczywistością, której ujawnienie jest wręcz obowiązkiem historyka.”

(z recenzji prof. Marka K. Kamińskiego,)

 

W 2008 roku ukazała się publikacja historyków IPN, Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka pt. „SB a Lech. Przyczynek do biografii”.   Autorzy postawili sobie za cel wyjaśnienie sprawy kontaktów Lecha Wałęsy z SB oraz jej wpływu na późniejszą karierę lidera „Solidarności” i prezydenta Polski.

Pokazali również,  że wykorzystując urząd prezydenta, Lech Wałęsa zagarnął nie tylko akta „Bolka”, ale i teczki innych ważnych działaczy opozycji. Wokół sprawy zagarnięcia tych akt trwa do dziś milczenie – śledztwo w tej sprawie podjęte przez prokuraturę w 1998 roku zostało umorzone, a okoliczności tego umorzenia nie zostały wyjaśnione. W 2000 roku sąd lustracyjny nie zapytał o te dokumenty, co umożliwiło wydanie orzeczenia, że lustracyjne oświadczenie Lecha Wałęsy, złożone w związku z ubieganiem się o urząd prezydenta RP, jest prawdziwe.

Przed opublikowaniem książka oczywiście została poddana recenzji przez historyków z kilku ośrodków naukowych.

Prof. Dr hab. Andrzej Chojnowski z Instytutu Historycznego UW napisał:

„Moja generalna ocena książki jest bardzo pozytywna. Autorzy włożyli w jej przygotowanie mnóstwo wysiłku i pasji. Na szczególna uwagę zasługują następujące zalety pracy: wnikliwe przeprowadzenie poszukiwań źródłowych, a jest to zabieg czasem dzisiaj lekceważony przez niektórych historyków […] Kwerenda źródłowa to dopiero pierwszy etap działań historyka. Autorzy wykonali wszakże w sposób udany kolejne zadanie, to znaczy przeprowadzili krytyczny rozbiór materiału źródłowego”.

Z recenzji dr hab. Andrzeja Nowaka, profesora UJ:

„Autorzy wykonali ogromną pracę badawczą, zbierając i konfrontując tysiące źródeł rozmaitej proweniencji – nie tylko z materiałów operacyjnych SB (za niezwykle cenne uważam np. wprowadzenie do analiz fragmentów zapisów stenograficznych ze spotkań Lecha Wałęsy z załogami regionalnych struktur MKZ jesienią 1980 r. ). To przede wszystkim nadaje ich studium ciężar gatunkowy odpowiedni do rangi sprawy, którą badają.”

Profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika dr hab. Andrzej Zybertowicz:

„Ta książka nie jest aktem oskarżenia młodego robotnika, który ongiś zdradził swoich kolegów i do dziś nie potrafi „stanąć w prawdzie”. Ta książka w istocie jest aktem oskarżenia zakłamanych elit III RP, które –tworząc system odmowy wiedzy – przez lata nie pozwoliły Nobliście wyzwolić się z pułapek postkomunizmu”.

Przed ukazaniem się książki, jej fragmenty zostały opublikowane przez Rzeczpospolitą. Już publikacja tych fragmentów wywołała histeryczną i pełną obelg kampanię, w której uczestniczyli członkowie elity III RP - posłowie i senatorowie, dziennikarze i publicyści, literaci, aktorzy i reżyserzy filmowi, a także niektórzy historycy.

Atakowano nie tylko autorów książki, ale Instytut Pamięci Narodowej, któremu grożono zmniejszeniem budżetu, a bardziej radykalni politycy SLD postulowali wręcz jego likwidację. Ówczesny premier Donald Tusk, stawiając sprawę otwarcie: „Ja osobiście i moi partnerzy w polityce teraz i zawsze wspieramy Lecha Wałęsę, wtedy kiedy jest dotkliwie, w sposób bardzo niesprawiedliwy oskarżany czy kiedy podaje się w wątpliwość jego biografię. […] Nie dziwię się, że dziś w Polsce narastają coraz większe emocje wokół IPN. Ci, którzy nadużywają cierpliwości Polaków i pieniędzy publicznych, sami stanowią dla tej instytucji największe zagrożenie. Jeśli to się nie zmieni, to takie zagrożenie może stać się faktem”.

Poseł Bogdan Lis domagał się natomiast przekazania akt służb PRL z IPN do archiwów państwowych podległych ministrowi kultury.

W atakach na IPN uczestniczyli również niemieccy korespondenci niemieckich gazet. “IPN jest dziś skorumpowanym politycznie urzędem, który utracił swoją wiarygodność w oczach większości Polaków” – napisała Gabriele Lesser, korespondentka "Die Tageszeitung".

Konrad Schuler, warszawski korespondent „FAZ” pisał lekceważąco: “Książkę czyta się raczej jak polityczny akt oskarżenia, a nie poważną pracę historyczną”.

Natomiast korespondent „Süddeutsche Zeitung” pytał dramatycznie “War Lech Walesa ein Spitzel?” i tłumaczył czytelnikom, że  w sporze wywołanym przez publikacje IPN nie chodzi o to , czy Wałęsa był konfidentem SB. O wiele zacieklejszy jest spór o wnioski, jakie płyną z książki. Nie chodzi o nic innego, jak ocenę współczesnej polskiej demokracji”.  

Zła ocenę Sławomirowi Cenckiewiczowi i Piotrowi Gontarczykowi wystawił również Reinhold Vetter, korespondent “Handelsblatt”. Jego zdaniem autorzy książki nie dostarczyli prawdziwych dowodów na to, iż Wałęsa był agentem. Zamiast tego prezentują zestaw dokumentów, nie sprawdziwszy, jak powstały”. Brzmi to dość humorystycznie w zestawieniu z cytowanymi opiniami  profesorów Andrzeja Chojnowskiego i Andrzeja Nowaka, „cechowych historyków”.

Wyjątkowe wręcz emocje demonstrowali żurnaliści Gazety Wyborczej, którym przewodził oczywiście Nadredaktor Michnik: Oni uparcie - wbrew logice, wbrew faktom - będą powtarzać swoje oskarżenia, pomówienia, insynuacje. Znam ten typ ludzi, znam ich mentalność i język. To język psów gończych, które ścigają ofiarę, by ją rozszarpać na strzępy. Pamiętam, co psy gończe mówiły i pisały o Lechu Wałęsie w latach stanu wojennego. […] Pętak pojmuje demokrację jako wolność plucia na ludzi. Wolno mu tak sądzić, głupota i nikczemność nie są ścigane w państwie demokratycznym. […] Ale Lech Wałęsa, przywódca "Solidarności", nie był pętakiem. Nie był też agentem SB. Dlatego trzeba mierzyć go inną miarą. Pętak nie zna jednak innej miary. Wobec nikogo”.
Na łamach Gazety Wyborczej, oprócz Nadredaktora, atakowaniem „historyków IPN” (ulubiony termin „GW”) zajmowali się dziennikarze Roman Daszczyński, Wojciech Czuchnowski wraz z Adamem Leszczyńskim, oraz prof. Andrzej Friszke. Dziennikarze dezawuowali Cenckiewicza i Gontarczyka, udzielając odpowiedzi na pytanie, kim oni w rzeczywistości są - parą zakompleksionych profanów i nieudaczników, którzy porwali się na narodową świętość. Natomiast prof. Andrzej Friszke, w pseudonaukowej recenzji, usiłował podważyć podstawy merytoryczne ich pracy, pisząc:

Swoją tezę Cenckiewicz i Gontarczyk opierają przede wszystkim na dokonanej przez SB rejestracji. W zamieszczonym w wyborze dokumentów rejestrze czytamy, że „Bolek” – nazwiska tu nie ma – został zarejestrowany 29 grudnia 1970 r., a wyrejestrowany 15 czerwca 1976 r. i otrzymał numer archiwalny I 14713. Jak dokonywano takiej rejestracji? Oficer SB wnosił o zarejestrowanie danej osoby w oparciu o przekonanie, że pozyskał ją do współpracy. Na podstawie tej ewidencji nie sposób wnioskować więcej niż to, że określonego dnia ktoś został zarejestrowany z odpowiednim numerem i pseudonimem. Dokumentem potwierdzającym pozyskanie do współpracy z SB powinno być sporządzone odręcznie oraz podpisane imieniem i nazwiskiem „zobowiązanie”, w którym delikwent przyjmował pseudonim i deklarował zachowanie w tajemnicy kontaktów z SB. W przypadku TW „Bolka” takiego zobowiązania nie ma. Nie figuruje ono także w wykazach dokumentów, które istniały w 1992 r., a następnie zaginęły.”

I konkludował: Książka nie jest obiektywna. Ma udowodnić słuszność oskarżeń stawianych Wałęsie przez lobby lustracyjne od 1992 r. Już widzę rozgorączkowanych działaczy skrajnie prawicowych gazet i partii, którzy posługując się jej tezami, ruszą do walki przeciw Wałęsie, ale także przeciw "Solidarności", Okrągłemu Stołowi i przeciw Trzeciej Rzeczypospolitej, jedynej wolnej Polsce, jaka istnieje”.

Elity III RP nie poprzestały na krytyce, ale przystąpiły do działań. W sejmie przygotowano nowelizację ustawy o IPN, wprowadzając zapisy, które miały zapobiegać „szarganiu świętości narodowych”.

Do akcji wkroczyli również artyści – reżyser Andrzej Wajda podjął się zadania „dania odporu” książce „Lech Wałęsa a SB”. Jego film miał pokazać, jak było „naprawdę”, odpowiedzieć na książkę „tych dwóch”, którzy napisali ją pod auspicjami IPN. Konsultantem historycznym został prof. Andrzej Friszke. Powstał film „Wałęsa. Człowiek z nadziei”, który jest hagiografią Lecha Wałęsy, natomiast w ogóle nie odpowiada na zarzuty postawione mu w książce „SB a Lech Wałęsa”.

Po ośmiu latach,  w lutym 2016 roku, kiedy z willi gen. Kiszczaka wyszła na jaw porcja oryginalnych dokumentów dotyczących TW Bolek, prof. Andrzej Friszke w wywiadzie opublikowanym przez „Super Express” mówi:

Super Express: Po lekturze donosów TW Bolka powiedział pan, że postawa moralna przyszłego przywódcy Solidarności jest trudna do obrony.

Prof. Andrzej Friszke:  Niestety, tak. I jestem przekonany, że te dokumenty są autentyczne. Tej liczby i takiej treści nie da się sfałszować po latach.

[….]

 W 2008 roku podjął pan ostrą polemikę z książką Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "Lech Wałęsa a SB, przyczynek do biografii". W świetle tych dokumentów...

- W świetle tych dokumentów przyznaję, że ta książka jest prawdziwa w sensie faktów podstawowych. […]

W tamtej książce najbardziej mnie zażenowało wypożyczenie przez Wałęsę akt TW Bolek i oddanie ich zdekompletowanych. Wyrwane kartki i po sprawie.

- Tego nie da się obronić. W perspektywie tego, co dzieje się dziś, Wałęsa więcej sobie tym zaszkodził, niż pomógł. Próbował usunąć dokumenty i takiego krętactwa rozgrzeszyć się nie da.

[…]

. Osobiście radziłbym Wałęsie, by teraz się nie wypowiadał. Żeby przeczytał te akta, porozmawiał ze znajomymi, jak sugeruje mu Bogdan Lis... Przemyślał sprawę i odniósł się do tego merytorycznie.

 

Lektura tego wywiadu pozostawiła  u mnie uczucie niedosytu. Cieszy mnie, oczywiście,  że profesor uznał fakty oczywiste i że zmienił opinię o książce Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Stwierdzenie „książka jest prawdziwa w zakresie faktów podstawowych” oznacza przyznanie, ze jej autorzy  nie sprzeniewierzyli się obowiązkom historyka, wynikającym  m.in. z roty ślubowania doktorskiego, czyli dążeniu do prawdy i obowiązkowi głoszenia prawdy.

Pozostaje jednak do załatwienia sprawa filmu „Wałęsa. Człowiek z nadziei”, przy produkcji którego prof. Andrzej Friszke zatrudnił się jako konsultant historyczny. Film jest ewidentnym łgarstwem historycznym, a prof. Friszke to łgarstwo firmował swoim nazwiskiem. Zastanawiam się w jaki sposób prof. Andrzej Friszke wybrnie z tej sytuacji.

 

****

Slawomir Cenckiewicz, Piotr Gontarczyk, SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii, IPN, Gdańsk –Warszawa – Kraków, 2008,

http://wyborcza.pl/1,91250,5334929,Zniszczyc_Walese.html

http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/friszke-walesa-usuwal-dokumenty-i-tego-kretactwa-nie-mozna-bronic_784730.html

 

 

wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura