wiesława wiesława
1136
BLOG

Jak ukarano sprawców niemieckich zbrodni w Polsce

wiesława wiesława Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

Bloger, określający się jako „Politolog i slawista”, zamieścił dzisiaj kolejną notkę z oskarżeniami Polaków o zbrodnie popełnione na niewinnych obywatelach III Rzeszy podczas wysiedlania po II WW.

http://alexx.salon24.pl/607097,o-moim-prawie-udanym-eksperymencie,

 

Komentatorom zwracającym uwagę, że większość zbrodniarzy niemieckich po II WW nie została ukarana, autor notki odpowiada następująco:

We schodniej czesci moze i tak, natomiast w zachodniej za deznacyfikacje odpowiedzialni byli alianci. Jak sie pozniej okazalo, przeprowadzli ja niezbyt rzetelnie.

 

Należy więc wyjaśnić „politologowi i slawiście”, że denazyfikacja nie jest tożsama z karaniem zbrodniarzy wojennych. Karaniem obywateli niemieckich, który podczas II WW dopuścili się zbrodni wojennych i zbrodni ludobójstwa, zajmuje się niemiecki wymiar sprawiedliwości. A jak się wywiązał z tego obowiązku pokazuje sprawa zbrodni ludobójstwa dokonanej przez Niemców na Pomorzu w okresie od września do grudnia 1939 roku.

 

We wrześniu 1939 r. po wkroczeniu wojsk niemieckich do Bydgoszczy, szefem policji w Szefem policji w Bydgoszczy został niejaki Max Henze, który na rynku w Bydgoszczy wygłosił porywające przemówienie do policjantów i członków Selbstschutzu, mówiąc:

„my, starzy żołnierze Führera, przybyliśmy tu, by zrobić porządek z polskimi podludźmi. Wyciągniemy ich z ich nor i zlikwidujemy”.

Do „robienia porządku” Niemcy zabrali się już w pierwszych dniach okupacji, a polegało to na masowych aresztowaniach i rozstrzeliwaniach Polaków w ramach akcji noszącej kryptonim  „Unternehmen Tannenberg” („Przedsięwzięcie Góra Jodłowa”). Celem tej zbrodniczej akcji była likwidacja inteligencji polskiej i polskich warstw przywódczych na Pomorzu.  Akcję tę opracowano w szczegółach w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) pod kierunkiem Wernera Besta. Egzekucji Polaków dokonywano na podstawie list imiennych, które były zestawiane w RSHA w Berlinie. przez dr Emil von Augsburg (po wojnie wysoki funkcjonariusz zachodnioniemieckiego wywiadu – Instytutu Gehlena zatrudniony tam jako specjalista do spraw polskich). Listy polskiej inteligencji, polskich urzędników, lekarzy, nauczycieli, duchownych sporządzano dzięki informacjom przekazywanym przez Niemców, obywateli polskich, którzy później, już w uniformach, działali w strukturach Selbstschutzu.

 

Od września do grudnia 1939 r. zamordowano w sumie sześćdziesiąt tysięcy Polaków. Wiodącą rolę w wymordowaniu 60 tys. Polaków odegrały komanda Selbstschutzu. W tej akcji uczestniczyły także grupy operacyjne pod kierunkiem gestapo oraz jednostki specjalne SS.

Niemiecki historyk Dieter Schenk poczynił bardzo istotne ustalenia:

  • w zamordowaniu owych 60 tys. Polaków współdziałało około 20 tys. niemieckich sprawców,
  • z których 1701 zostało zidentyfikowanych z nazwiska w 258 prowadzonych po wojnie niemieckich śledztwach.
  • 233 śledztwa zostały umorzone.
  • Tylko w dwunastu wypadkach doszło do sądowego osądzenia zbrodni, za które skazano 10 sprawców.

Autor tej statystyki Dieter Schenk podsumował ją następująco: Das ist eine Schande für die deutsche Justiz (To hańba niemieckiego wymiaru sprawiedliwości).

Gdyby nie przeprowadzone w Polsce procesy Forstera, Hildebranta, Henze, trudno byłoby mówić o odpowiedzialności kogokolwiek za ten akt ludobójstwa, jakim było „Unternehmen Tannenberg”.

 

O stanowiskuniemieckiego wymiaru sprawiedliwości wobec ścigania zbrodni wojennych w Polsce mówi prof. Kulesza:

Pełną zgodność ocen prawnych zbrodni nazistowskich prokuratorzy polskiej Głównej Komisji uzyskiwali zawsze w toku współpracy z prokuratorami niemieckiej Centrali Ścigania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu. Prokuratorzy tej Centrali – wybitni prawnicy karniści, prowadzili wstępne śledztwa na podstawie ustaleń i dokumentacji przekazywanej z Polski. Po zakończeniu wstępnego postępowania i sformułowaniu kwalifikacji prawnej w kategoriach zbrodni narodowosocjalistycznej prokuratorzy z Ludwigsburga przekazywali śledztwa do dalszego prowadzenia właściwym prokuraturom powszechnym, które umarzały większość postępowań, w szczególności z powodu nie stwierdzenia cech zbrodniczego działania (np. we wszystkich sprawach zabójstw ludności cywilnej dokonanych przez Wehrmacht we wrześniu 1939 r. w Polsce) lub z powodu niewykrycia albo śmierci sprawców.

 

A oto  przykład dotyczący ścigania zbrodni popełnionej podczas kampanii wrześniowej na ludności cywilnej pewnej wioski w Polsce.Mówi prof. Witold Kulesza:

 

Przytoczę tu przykład rozumowania niemieckich prokuratorów. Prowadziliśmy bardzo wiele śledztw w sprawach zbrodni Wehrmachtu popełnionych od pierwszych dni września na polskiej ludności cywilnej. Jedno z nich dotyczyło zdarzenia, które miało miejsce 4 września 1939 r. W małej miejscowości, w domu Polaka, przy otwartym oknie golił się niemiecki żołnierz. Do ablucji zdjął mundur. Kiedy przed domem przejeżdżała niemiecka kolumna pancerna, Niemiec zbliżył się do okna, roześmiał się do swoich kamratów i coś krzyknął w ich kierunku. Nie przewidział, jakie konsekwencje pociągnie to, że niemieccy żołnierze zobaczą śmiejącego się mężczyznę, którego wezmą za Polaka. Natychmiast został zastrzelony. Niemiec zastrzelony przez Niemców, którzy wzięli go za Polaka. Co robi dowódca jednostki, która stacjonuje w tej miejscowości?

Wydaje rozkaz rozstrzelania dwudziestu Polaków – mieszkańców tej miejscowości, mimo że to Niemcy zabili Niemca. Niemiecka prokuratura w latach osiemdziesiątych z całą powagą odpowiedziała ówczesnej Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, że brakuje podstaw do uznania, iż była to zbrodnia wojenna, gdyż Polaków zastrzelono w ramach odwetu za śmierć niemieckiego żołnierza. Dowódca, który wydał rozkaz rozstrzelania Polaków, działał w przekonaniu, że to Polacy uczestniczyli w tym zabójstwie. Wcześniej ogłosił, że za każdego zabitego niemieckiego żołnierza rozstrzelanych zostanie dziesięciu Polaków. Umarzając postępowanie, niemiecka prokuratura napisała w uzasadnieniu, że dla prawnej legitymacji rozstrzelania Polaków wystarczyło przypuszczenie dowódcy jednostki, że bezbronnego niemieckiego żołnierza zabili Polacy. Ta opinia kończy się przerażającym stwierdzeniem, że zabijanie partyzantów było powszechnie akceptowaną praktyką do końca II wojny światowej.

 

**** 

Przy opracowaniu notki autorka wykorzystała informacje z publikacji:

Nie zamierzam podejmować żadnej polemiki. Z prof. Witoldem Kuleszą rozmawiają Paweł Kosiński i Barbara Polak, Biuletyn IPN nr 12 – 1/2003-2004, str 4-23,

 

 

wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka