wiesława wiesława
640
BLOG

75. rocznica niemieckiej agresji na Polskę

wiesława wiesława Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

1 września 1939 roku Maria Dąbrowska zapisała w swoim Dzienniku:

„Przy najcudowniejszym poranku spadły na Warszawę pierwsze bomby”.

O 4:50 mjr Henryk Sucharski komendant Wojskowej Składnicy Tranzytowej w Wolnym Mieście Gdańsku raportował Dowództwu Floty:

 „Pancernik Schleswig-Holstein rozpoczął o 4:45 ostrzeliwanie Westerplatte ze wszystkich dział. Bombardowanie trwa.”

Moment ten przyjęło się później uważać za początek wojny.

W ten piękny wrześniowy poranek Polacy usłyszeli następujący komunikat radiowy:

Halo! Tu Warszawa i wszystkie rozgłośnie Polskiego Radia. Dziś o godzinie 4.45 oddziały niemieckie przekroczyły granice Polski. Łamiąc pakt o nieagresji. Bombardowano wiele miast. Za chwile usłyszą państwo komunikat specjalny.

 

A więc wojna.  Z dniem dzisiejszym wszystkie sprawy i zagadnienia schodzą na dalszy plan. Całe Zycie publiczne prywatne przestawiamy na inne tory. Weszliśmy w stan wojny. Cały wysiłek narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy żołnierzami. Musimy myśleć tylko o jednym – walka aż do zwycięstwa.

 

„A więc wojna”:

Siły niemieckie: 60 dywizji, w tym 15 pancernych, zmotoryzowanych i szybkich, 2500 czołgów, 1600 samolotów.

Siły polskie: 36 dywizji, 475 czołgów, 400 samolotów

 

Niemieckie jednostki lądowe uderzyły na Polskę z czterech kierunków:

- z Prus Wschodnich na Działdowo i Mławę

- z Pomorza Zachodniego na Chojnice i Czersk

- z Dolnego Śląska na Wieluń i Łódź oraz na Kłobuck i Częstochowę

- z Górnego Śląska na Pszczynę i Katowice.

 

Od pierwszych minut wojny cala praktycznie Polska znalazła się pod bombami Lutfwaffe - lotnictwo niemieckie rozpoczęło bombardowanie lotnisk, węzłów komunikacyjnych i obiektów cywilnych. Zastosowano nową taktykę – terrorystyczne ataki na obiekty cywilne i cywilną ludność. Wspomina gen. Anders:

„Widzę jak lotnik niemiecki kołuje nad gromadą liczącą koło setki małych dzieci. Zniża się do50 metrów, rzuca bomby i strzela z karabinu maszynowego. Dzieci rozpryskują się jak wróble, ale kilkanaście krwawych plam zostaje na polu”.(Władysław Anders, Bez ostatniego rozdziału. Wspomnienia z lat 1939-1946, Lublin 1995, s. 22)

 

Mimo dysproporcji sił w powietrzu polscy lotnicy podjęli od razu próbę stawienia czoła Luftwaffe. Pierwszy w tej wojnie samolot niemiecki Henschel Hs 126 został strącony1 września o 5:30 w rejonie Torunia przez ppor. Stanisława Skalskiego ze 142. eskadry myśliwskiej Armii „Pomorze”. Kilka minut później kolejny samolot Luftwaffe strącił w walce powietrznej ppor. Władysław Gnyś z Armii „Kraków”. W półtorej godziny później podczas startu z lotniska Balice zginął pierwszy lotnik polski, kpt. Mieczysław Medwecki, as wyższego pilotażu, dowódca 2 Dywizjonu III Pułku Lotniczego działającego w składzie Armii „Kraków”.

Tego samego dnia Wołyńska Brygada Kawalerii pod dowództwem ppłka Juliana Filipowicza, działająca w ramach Armii „Łódź”, zatrzymała uderzenie niemieckiej 4. dywizji pancernej niszcząc około 70 czołgów i pojazdów opancerzonych wroga.

Pod Mławą załamało się niemieckie uderzenie z Prus Wschodnich na polskie umocnienia bronione przez Armię Modlin. Na Pomorzu, pod Krojantami, dwa szwadrony 18. Pułku Ułanów Pomorskich dowodzone przez płka Kazimierza Masztalerza w brawurowym ataku rozbiły doszczętnie oddziały piechoty niemieckiej. Poległo 25 ułanów, wśród nich dowódca płk Masztalerz.

O godzinie 18:50, po 14 godzinach walki, poddala się zaloga Poczty Polskiej w Gdańsku.

Tak było pierwszego dnia wojny.

 

„Lato było piękne tego roku” napisał poeta. Piękna pogoda, wrześniowa susza i słoneczne bezchmurne niebo były katastrofą dla broniących się polskich wojsk. O sukcesie niemieckiego blitzkriegu decydowały czołgi i samoloty, nowoczesna broń o wysokiej jakości. Ale była to broń na dobrą pogodę. I taką pogoda była we wrześniu 1939 roku. Niemcy nazwali tę pogodę Hitlerwetter – pogoda Hitlera. Niemieckim jednostkom pancernym nie groziły błotniste bezdroża, które dwa lata później skutecznie wyhamowały blitzkrieg w Rosji. Samoloty miały świetną widoczność, susza potęgowała pożary i spowodowała wyschnięcie rzek i cieków wodnych. Mokry, błotnisty wrzesień byłby błogosławieństwem dla polskiej armii, słoneczny stal się przekleństwem i przyczynił się do szybszej klęski.

 

Późnym wieczorem 1 września 1939 roku ambasadorzy Henderson i Coulondre wręczyli Ribbentropowi wspólne oświadczenie, ze jeżeli Rzesza Niemiecka nie powstrzyma ataku na Polskę, to Anglia i Francja wypełnią swoje zobowiązania sojusznicze. Niestety, później już było znacznie gorzej – nie sposób spisać wszystkich rozpaczliwych ponagleń i upokarzających próśb ze strony polskich dyplomatów, a później także specjalnych wysłanników Naczelnego Wodza apelujących do rządów Wielkiej Brytanii i Francji o wywiązanie się ze swoich sojuszniczych zobowiązań wobec Polski. Trzy dni rządy tych państw ociągały się z wypowiedzeniem wojny Niemcom, co było ich obowiązkiem wobec niemieckiej agresji. Dopiero 3 września, o 11 rano Foreign Office, po „dojrzałym namyśle”, powiadomiło ambasadę niemiecką, że „stan wojny panuje między Wielką Brytania a Rzeszą Niemiecką”. Francuscy sojusznicy przyłączyli się do brytyjskiej deklaracji z kilkugodzinnym opóźnieniem, po ostrych atakach ze strony ambasadora Łukaszewicza, który musiał przy tej okazji zdemaskować intrygę ministra Bonneta, skłonnego wciąż do paktowania z Hitlerem.  

Brytyjski historyk Bryan Perret tak to skomentował : „Wielka Brytania i Francja co prawda zhańbiły się bezczynnością, tak podczas anschlussu Austrii, jak i aneksji Czechosłowacji, ale nieugięta postawa Polaków uniemożliwiła im tego  typu postępowanie”. Tedecyzje rządów Wielkiej Brytanii i Francji Polska wymusiła swoim stanowczym uporem. I zaczęła oczekiwać, aby sojusznicy przeszli od słów do czynów.

Niestety, były to oczekiwania daremne. W ciągu 5 tygodni armia broniąca niepodległości i suwerenności Rzeczpospolitej została rozbita. Ofiara Polski obciąża sumienia francuskich i brytyjskich polityków i wojskowych.

 

Generał Erich von Manstein, szef sztabu Grupy Południe o kampanii polskiej:

Kampania ta musiała być zwycięska dla Niemców w obliczu znacznie korzystniejszego położenia wyjściowego pod względem operacyjnym i uzyskanej przewagi po spełnieniu dwóch przesłanek:

- po pierwsze, kierownictwo niemieckie wzięło na siebie bardzo wysokie ryzyko na Zachodzie w celu niezbędnej przewagi na Wschodzie,

- po drugie, mocarstwa zachodnie nie wykorzystały w żaden sposób tego ryzyka, aby przyiść w porę Polakom.

(E. von Manstein, Stracone zwycięstwa. Wspomnienia 1939-1944, Warszawa 2001, s.47)

 

Pięć lat później, 1 września 1944 roku,  Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych, gen. Kazimierz Sosnkowski napisał o postawie naszych sojuszników w rozkazie do żołnierzy Armii Krajowej:

 

Żołnierze Armii Krajowej,

Pięć lat minęło od dnia, gdy Polska, wysłuchawszy zachęty rządu brytyjskiego i otrzymawszy jego gwarancję, stanęła do samotnej walki z potęgą niemiecką. Kampania wrześniowa dala sprzymierzonym osiem miesięcy bezcennego czasu, a Wielkiej Brytanii pozwoliła wyrównać braki przygotowań do wojny w stopniu takim, że bitwa powietrzna o Londyn i Wyspy Brytyjskie, stanowiąca punkt zwrotny dziejów, mogła być wygrana. Historia wyda ostateczny osąd co do znaczenia kampanii wrześniowej dla losów świata.

Ciągłość polskiego wysiłku zbrojnego w śmiertelnych zmaganiach z imperializmem niemieckim nigdy nie została zerwana. Zaledwie zapadła noc niewoli nad zgliszczami polskich wsi i miast, a już na obczyźnie zaczęły się odradzać Polskie Siły Zbrojne. Od lat pięciu walczą one bez przerwy na oceanach i kontynentach w obronie wolności ludów, wierząc, iż jest to droga do odzyskania Ojczyzny całej i prawdziwie niepodległej. W Kraju już w październiku 1939 roku zaczyna się praca nad stworzeniem armii podziemnej. Dzieje jej rozrostu, jej bojów i zmagań stanowią dowód tego, co osiągnięte być może poprzez uruchomienie najczystszych wartości duchowych. Żołnierze sił zbrojnych na obczyźnie, zwycięscy w bitwach o Londyn i Atlantyk, o Rzym i Paryż, patrzą na przykład swych braci w kraju jak na drogowskaz moralny i przyznają ich czynom pierwsze miejsce w hierarchii zasługi żołnierskiej.

Od miesiąca bojownicy Armii Krajowej pospołu z ludem Warszawy krwawią się samotnie na barykadach ulicznych w nieubłaganych zapasach z olbrzymią przewagą przeciwnika. Samotność kampanii wrześniowej i samotność obecnej bitwy o Warszawę są to dwie rzeczy zgoła odmienne. Lud Warszawy, pozostawiony sam sobie i opuszczony na froncie wspólnego boju z Niemcami, oto tragiczna i potworna zagadka, której my Polacy odszyfrować nie umiemy na tle technicznej potęgi sprzymierzonych u progu szóstego roku wojny.

Nie umiemy dlatego, gdyż nie straciliśmy jeszcze wiary, że światem rządzą prawa moralne. Nie umiemy dlatego, że nie wierzymy, aby polityka, oderwana od zasad moralnych, inne słowa aniżeli złowieszcze Mane, Tekel, Fares sama sobie na kartach historii wypisać zdołała. Nie umiemy, bo uwierzyć nie jesteśmy w stanie, że oportunizm ludzki w obliczu siły fizycznej mógłby posunąć się tak daleko, aby patrzeć obojętnie na agonię stolicy tego kraju, którego żołnierze tyle innych stolic własną piersią osłonili lub wyzwolili wysiłkiem własnego ramienia.

Brak pomocy dla Warszawy tłumaczyć nam pragną rzeczoznawcy racjami natury technicznej. Wysuwane są argumenty strat i zysków. Strata dwudziestu siedmiu maszyn nad Warszawą, poniesiona w ciągu miesiąca, jest niczym dla lotnictwa sprzymierzonych, które posiada obecnie kilkadziesiąt tysięcy samolotów wszelkiego rodzaju i typu. Skoro obliczać trzeba, to przypomnieć musimy, że lotnicy polscy w bitwie powietrznej o Londyn ponieśli ponad 40% strat. 15% samolotów i załóg zginęło podczas prób dopomożenia Warszawie.

Od lat pięciu Armia Krajowa walczy przeciw Niemcom, bez przerwy, w straszliwych warunkach, o których świat Zachodu pojęcia mieć nie może, które dopiero kiedyś w przyszłości uprzytomni sobie i zrozumieć zdoła. Nie rachuje ona swych ran, swych ofiar, swych mogił. […]

Warszawa czeka. Nie na czcze słowa pochwały, nie na wyrazy uznania, nie na zapewnianie litości i współczucia. Czeka ona na broń i amunicję. Nie prosi ona, niby ubogi krewny, o okruchy ze stołu pańskiego, lecz żąda środków walki, znając zobowiązania i umowy sojusznicze. […] Jeśliby ludność stolicy dla braku pomocy zginąć musiała pod gruzami swych domów, jeśliby przez bierność, obojętność czy zimne wyrachowanie wydana została na rzeź masową, wówczas sumienie świata obciążone będzie grzechem krzywdy straszliwej i w dziejach niebywałej. Są wyrzuty sumienia, które zabijają. Bohaterskiego waszego dowódcę oskarża się o to, że nie przewidział nagłego zatrzymania ofensywy sowieckiej u bram Warszawy. Nie żadne inne trybunały, jeno trybunał historii osądzi tę sprawę. O wyrok jesteśmy spokojni. Zarzuca się Polakom brak koordynacji ich zrywu z całokształtem planów operacyjnych na wschodzie Europy. Gdy trzeba będzie, udowodnimy, ile naszych prób osiągnięcia tej koordynacji spełzło na niczym. Od lat pięciu zarzuca się systematycznie Armii Krajowej bierność i pozorowanie walki z Niemcami. Dzisiaj oskarża się ją o to, że bije się za wiele i za dobrze. […]

 

Miesiąc po opublikowaniu tego rozkazu prezydent Raczkiewicz pod naciskiem premiera Churchilla zdymisjonował gen. Kazimierza Sosnkowskiego ze stanowiska Naczelnego Wodza.

 

 

****

 

Paweł Piotr Wieczorkiewicz, Kampania 1939 roku, Warszawa 2001,

Janusz Osica, Andrzej Sowa, Paweł Piotr Wieczorkiewicz, 1939. Ostatni rok pokoju, pierwszy rok wojny, Poznań 2009

Władysław Anders, Bez ostatniego rozdziału. Wspomnienia z lat 1939-1946, Lublin 1995,

http://pl.wikisource.org/wiki/Rozkaz_nr_19_Naczelnego_Wodza_gen._Kazimierza_Sosnkowskiego_do_%C5%BCo%C5%82nierzy_Armii_Krajowej_1_wrze%C5%9Bnia_1944

 

wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura